Leopolis Grand Prix powrót z przygodami

W zasadzie przygody zaczęły się zaraz po wyścigu, choć "problem" dawał się we znaki już tydzień przed wyjazdem, ale... nie było czasu, aby się mu bliżej przyjrzeć i go ewentualnie usunąć. Problem tkwił bowiem w układzie odpowiedzialnym za pobieranie paliwa z baku. Samochód jechał tylko jeśli był zatankowany "po korek". Ponieważ wymagało to "dolewki" m/w co 80 km nie przejmowaliśmy się tym specjalnie. Raz jednak w drodze do Lwowa, konieczne było "dotankowanie", bo nagle kaczuszka odmówiła dalszej jazdy...
Przygoda spotkała nas w drodze z Trójkąta Lwowskiego (trasa wyścigu) na Prospekt Swobody (miejsce wystawy pojazdów). Po przejechaniu około 1 km kaczuszka się zatrzymała i... zażądała dolewki paliwa, pomimo tego, że poprzednia miała miejsce 50 km wcześniej. Uznaliśmy, że zapewne podczas wyścigu zużycie paliwa było większe - bo ścigaliśmy się na poważnie (!), więc niedobór mógł pojawić się wcześniej niż przypuszczaliśmy. Niestety wszystkie załogi już pojechały i gdy wydawało się, że pozostanie nam spacer z kanistrem nadjechał swoim zaporożcem jeden z kolegów z Ukrainy i... po kilku minutach przywiózł nam pełny kanister benzyny. Kaczuszka zapaliła bez problemu i zawiozła nas pod lwowską operę. Tam "współpracy" odmówił zaporożec naszego wybawiciela, ale okazało się, że to tylko... przegrzanie. Zaporożec ma umieszczony z tyłu silnik chłodzony powietrzem i takie historie nie są rzadkością.
Aby ustrzec się problemów z paliwem w drodze powrotnej, pierwsze co zrobiliśmy po wyjechaniu w drogę do Lublina, to tankowanie benzyny. Wkrótce okazało się, że postoje muszą być coraz częstsze - bo kaczuszka domagała się "dolewki" m/w co 30 km. Cel pierwszy - aby do granicy został osiągnięty - to w końcu tylko 70km.
Okazało się jednak, że na granicy czekała nas kolejna "przygoda". Zostaliśmy zatrzymani na polskiej granicy "do wyjaśnienia" z powodu... braku aktualnego przeglądu w dowodzie rejestracyjnym. Trzeba się przyznać, że rzeczywiście prawie rok temu minął termin ważności badania, ale... czy to był powód, aby nas zatrzymać na przejściu granicznym, wzywać policję i uruchamiać cała machinę administracyjną (?). No, ale dzięki temu mieliśmy kolejną "przygodę" i kolejny powód do wspomnień...
Po przekroczeniu granicy kaczuszka zaczęła się jeszcze bardziej buntować, im bliżej domu, tym konieczność dotankowywania pojawiała się częściej: co 20km, co 15km, wreszcie co 10km. Ale udało się :)
[Rafał]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz